Recenzja: „Przed świtem. Część 2”

zmierzch - przed świtem2

Recenzja: „Przed świtem. Część 2”

Niedawna premiera ostatniej części sagi „Zmierzch” – „Przed świtem. Część 2” przyciągnęła do kin miliony fanów serii. Fakt ten zresztą wcale nie dziwi, gdyż zwykle tak właśnie bywa w przypadku kasowych ekranizacji wielotomowych powieści dla młodzieży (wystarczy wspomnieć cykl o Harrym Potterze).

Czy jednak naprawdę jest się czym zachwycać? Czy osoba, której zdarzyłoby się przypadkiem obejrzeć którąś z części sagi, uznałaby ją za film dobry? Cóż… w pierwszej odsłonie ekranizacji „Przed świtem” właściwie niewiele się dzieje. Jesteśmy świadkami ślubu Belli i Edwarda, poczęcia ich dziecka, które – w opinii bohaterów – nie powinno nigdy mieć miejsca, a także konsekwencji decyzji o nieusuwaniu niebezpiecznej ciąży.

Druga część jest na szczęście bardziej dynamiczna. Zaczyna się w tym momencie, w którym skończył się poprzedni film. Bella (Kristen Stewart) budzi się jako wampirzyca i uczy się życia w nowej roli. Równocześnie staje przed jeszcze jednym zadaniem – byciem matką. Wreszcie przestaje być przestraszoną, nudną bohaterką – staje się postacią silną (zyskuje nawet siłę fizyczną większą niż pozostałe wampiry, także mężczyźni), pewną siebie i zdolną do podejmowania odważnych decyzji.

Nie budzi już litości, wręcz przeciwnie – mąż i córka mogą liczyć na jej wsparcie w niemal każdej sytuacji. Zwłaszcza, gdy stawką staje się życie małej Renesmee, której życie jest w niebezpieczeństwie z powodu oskarżeń rodziny Volturi, twierdzącej, że pół-wampir pół-człowiek może być śmiertelnie niebezpieczny dla każdej z ras. Do walki z niebezpieczeństwem u boku rodziny Cullenów stanie także Jacob Black (Taylor Lautner) wraz we swoim stadem, bowiem jego los nierozerwalnie połączył się z losem córki Belli i Edwarda w chwili, gdy ta przyszła na świat.

Drugą część „Przed świtem” twórcy wzbogacili o elementy, którym brakowało wcześniej. Pojawiają się nowe, ciekawe postaci (chociaż trzeba podkreślić, że w sposób zbyt okrojony ukazane są ich niezwykłe zdolności), pozwolono sobie na większą dawkę humoru i parę innych nowatorskich w stosunku do poprzednich części rozwiązań. Dobrze przedstawiono także finalne starcie Cullenów z Volturi – bez niego film byłby o wiele mniej wyrazisty, żeby nie powiedzieć po prostu nudny…

Jest to na pewno pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników sagi, stanowiąca dobre (na pewno w kontekście poprzednich części) zakończenie cyklu. Można też śmiało powiedzieć, że Bill Condon stworzył najlepszą z czterech części sagi. Jednak wszystkie te zabiegi nie czynią z ostatniej produkcji Billa Condona dzieła wybitnego, ciekawego dla widza postronnego.

[tube]http://www.youtube.com/watch?v=odfZysLMrP8[/tube]

Reply