Nie ma tygodnia, byśmy nie słyszeli o bankructwie kolejnego – mniejszego lub większego – biura podróży. Konsekwencje upadku przewoźników ponoszą przede wszystkim turyści, którzy albo muszą natychmiast opuścić hotelowe pokoje i starać się o powrót do kraju albo w ogóle z Polski nie wylatują, tracąc w ten sposób tysiące złotych i nadzieje na wymarzone wakacje. Podczas gdy ambasady i konsulaty martwią się jak ściągnąć oszukanych turystów z powrotem, my zastanówmy się dlaczego biura podróży upadają.
Branża turystyczna to branża działająca na bardzo specyficznych zasadach, w której robi się ogromne „zapasy” na długo przed sezonem, a produkty (wycieczki) sprzedaje się poniżej ceny zakupu. O co chodzi? O tzw. kontrakty gwarancyjne.
By biuro podróży mogło sprzedawać wycieczki, potrzebuje przede wszystkim dwóch rzeczy: miejsc hotelowych oraz miejsc w samolotach. By je sobie zapewnić podpisuje się długoterminowe kontrakty, na wiele miesięcy przed sezonem turystycznym. Na czym takie kontrakty polegają? W skrócie chodzi o to, że hotele oraz linie lotnicze proponują touroperatorom bardzo tanie miejsca hotelowe (samolotowe), ale pod warunkiem, że biuro podróży zapewni ich obsadę przez cały sezon. Oto przykład:
Hotel X sprzedaje biuru podróży Y nocleg w 20 pokojach w super atrakcyjnych cenach w ramach kontraktu gwarancyjnego. W ten sposób biuro Y zobowiązuje się zapłacić hotelowi za każdy dzień pobytu w tych 20 pokojach, w okresie od maja do października – niezależnie od tego czy znajdzie chętnych na te pokoje.
Takie postępowanie niesie za sobą gigantyczne ryzyko. Biuro kontaktuje miejsca w hotelach i samolotach dużo wcześniej, nie wiedząc co wydarzy się za kilka miesięcy. Turystyczny biznes przypomina zatem jedną wielką loterię. Wystarczy przecież, że – na przykład –
a biuro podróży będzie miało kłopoty. Za pokoje i przeloty trzeba będzie zapłacić, mimo, że nie będzie na nie chętnych!
By częściowo uniknąć ryzyka, wiele biur podróży decyduje się na sprzedaż wycieczek ze stratą, przynajmniej poza sezonem (maj i wrzesień). W końcu lepiej, by do kasy touroperatora wpłynęło 900 czy 1000 złotych za wycieczkę sprzedaną „po kosztach” niż żeby nie wpłynęło do niej nic. Za pokój i miejsce w samolocie i tak trzeba przecież zapłacić…
Biura podróży mają nadzieję, że straty odbiją sobie w sezonie (lipiec – sierpień), kiedy to na wczasy wjeżdża najwięcej osób – stąd też wyższe ceny wycieczek w tym okresie. Wystarczy jednak, by ziściły się 1-2 scenariusze z poprzedniego akapitu, by straty były jeszcze głębsze i doprowadziły do upadku i bankructwa touroperatorów, a przy okazji do kłopotów tysięcy turystów.