Obecnie mamy do czynienia z powrotem medialnym Moniki Borys. Niestety, trudno powiedzieć, że kontekst tego powrotu jest pozytywny. Media, Internet i prasa bulwarowa ciągle żyją konfliktem Moniki Borys z byłą pasierbicą, Natalią Kukulską.
Tło stanowią zadawnione pretensje o zniszczoną karierę, domniemane szykanowania na łamach prasy oraz spory o zarządzanie schedą po zmarłym kompozytorze polskich przebojów Jarosławie Kukulskim. A wszystko rozpętał niejaki Pikej- syn Borys i Kukulskiego, który od pewnego czasu próbuje zrobić wszystko w celu medialnego zaistnienia. Na razie zbiera jedynie cięgi od bezlitosnych internautów. Zanim publiczność osądzi Monikę Borys po raz kolejny, może warto byłoby zapoznać się bliżej z repertuarem, który wylansowała na scenie? Wbrew pozorom, nie był on wcale tak tragiczny i bezpłciowy, jak niektórym „znawcom” się wydaje.
Monika Borys nie pojawiła się na polskiej scenie znikąd. Zaczęła śpiewać już jako absolwentka szkół muzycznych oraz baletowych. Wiele lat pracowała na etacie tancerki w Teatrze Syrena. Za którymś razem szczęście się do niej uśmiechnęło bardziej niż zazwyczaj – musiała w kluczowej roli dla spektaklu zastąpić chorą koleżankę. A że w przedstawieniu do zaśpiewania było aż 9 piosenek – początkująca piosenkarka szybko została zauważona. Niektórzy ze średniego pokolenia publiczności mogą ją także pamiętać z występów w Kołobrzegu czy Zielonej Górze. Był to jednak sam środek lat 80., a więc czas, gdy zdecydowanie tamtejsze festiwale polskich miast okresy świetności miały już za sobą.
Jej pierwszym znaczącym sukcesem w Telewizyjnej Liście Przebojów była piosenka do muzyki Ryszarda Poznakowskiego pt. „To nie jest pora na miłość”. Szczupła, z burzą blond loków, roztańczona, z niezłym głosem – wpadła w oko kompozytorowi Jarosławowi Kukulskiemu. W tamtym czasie jego córka Natalia po ogromnym sukcesie dziecięcego repertuaru powoli oddalała się od sceny, by przeczekać okres dojrzewania i skupić się przede wszystkim na kwestii profesjonalnej edukacji muzycznej. Pojawiła się zatem szansa na współpracę z wokalistką, która nie była już dzieckiem, ale mogła w udany sposób trafić w gust młodzieży zachłystującej się zachodnimi brzmieniami komercyjnych piosenkarek typu Kylie Minogue czy Madonna. Recepta na nowy pomysł została zatem wprowadzona w życie.
Już w 1988 roku Monika Borys w plebiscycie poczytnego pisma „Panorama” odebrała nagrodę w kategorii „Debiut Roku”. Rok później w Opolu zdobyła Nagrodę Publiczności dzięki piosence napisanej przez męża do spółki z Jackiem Cyganem. Śpiewała z playbacku. Dziś nagrania „Co Ty Królu Złoty” nie można oglądać bez zażenowania. Taka była jednak stylistyka tamtych czasów. Świeżo po upadku komuny wszystko musiało być lśniące, zachodnie i kolorowe najbardziej jak to tylko możliwe.
Pierwsza płyta Moniki Borys „Ściana i groch” zawierała w większości piosenki Jarosława Kukulskiego. Oprócz wielu kiczowatych przebojów znaleźć można na niej kilka perełek, np. takie piosenki jak „Nie masz prawa” czy piękną, delikatną i nieco sentymentalną kompozycję „Słodka Lady”.
Lata 90. nie sprzyjały rozwojowi kariery Borys. Pop traktowany był w tamtym czasie po macoszemu. Piosenkarka nie mogła przerzucić się na ostrą rockową muzykę, bo nie miała do tego zbyt okazałych warunków głosowych. Nagrywała także sporo piosenek napisanych przez innych kompozytorów ( „Życie jest jak sen”, „Sexy bądź”), pojawiały się także płyty z kolędami oraz piosenkami dla dzieci, ale zazwyczaj przechodziły niezauważone.
Dziś Monika Borys z powodzeniem zajmuje się budową domów i deweloperką. W wywiadach z satysfakcją stwierdza, że jest to dla niej ogromna pasja i satysfakcja. Czy możliwe jest równocześnie budować domy i śpiewać?