Przeglądając staroegipskie malowidła czy nawet rzeźby można zauważyć jedną charakterystyczną rzecz. Zarówno starożytne Egipcjanki, jak i Egipcjanie dbali bardzo o pielęgnację urody.
Szeroko rozwinęła się tutaj także produkcja najróżniejszych „malowideł” – substancji zawierających rozmaite pigmenty, która stanowiła nawet odrębną gałąź rzemiosła. Mocny makijaż wiązał się głównie z chęcią przypodobania się innym, a także z religijnymi i magicznymi obrzędami, których głównym celem miało być uzdrawianie chorych. Jednocześnie, po przejrzeniu dawnych papirusów, które opisywały przygotowywanie leków, naukowcy znaleźli dodatkowy powód, by bliżej przyjrzeć się składowi egipskich kosmetyków.
Przeprowadzono szczegółowe badania kilkudziesięciu próbek egipskiego make-upu, które pobrano z naczyń przechowywanych przez muzeum w paryskim Luwrze. W egipskich naczynia natrafiono m.in. na ślady szminek. Po analizie ich składu odkryto, że zawierają cztery różne mieszanki z bardzo dużą zawartością dwóch soli ołowiowych, które występują wprawdzie w naturze, w Egipcie są jednak rzadkie.
Tamtejsi starożytni„chemicy” najprawdopodobniej więc musieli syntezować je we własnym zakresie. Obecnie, dzięki licznym analizom i doświadczeniom, zdajemy sobie sprawę z tego, że większa ilość tych związków jest dla człowieka toksyczna. To nieoczekiwane odkrycie nadało działaniom naukowców nowy kierunek. Badacze postanowili sprawdzić, w jaki sposób na obecność ołowiu reagują komórki ludzkiego ciała. Doświadczenia przeprowadzili na kulturach tkanek ludzkich wyhodowanych w warunkach laboratoryjnych.
Dawni „chemicy” z Egiptu zorientowali się, że obecność tego proszku w make-upie poprawia stan zdrowia. Sprawdzał się on zwłaszcza w zakresie hamowania zapaleń bakteryjnych, które w ciepłym, wilgotnym egipskim środowisku szerzą się z dużą łatwością. Taki sposób odkrycia leczniczych właściwości nie jest jednak niczym niezwykłym – wystarczy np. przypomnieć sobie, w jaki sposób odkryto na przykład penicylinę.