Ledwo ucichły echa skandalu wywołanego przez wypowiedzi Lecha Wałęsy dotyczące wpływu środowisk homoseksualnych na życie publiczne w Polsce, już do ataku zabrała się kolejna osoba z kręgu znanych i podziwianych.
Chodzi oczywiście o Joannę Szczepkowską, która po raz kolejny z właściwą dla siebie premedytacją wsadziła kij w mrowisko. Znowu poszło o gejów. Jesteśmy mimowolnie świadkami narodzin nowej teorii, że „homoseksualiści zawłaszczyli polski teatr” i że „dyktatura środowiska gejowskiego musi się wreszcie skończyć”. Całym kuriozum w zaistniałej sytuacji wydaje się fakt, iż Joanna Szczepkowska w publicznym wywiadzie z Moniką Olejnik wypowiada się jak najbardziej pozytywnie za związkami partnerskimi i rzewnie wspomina dzieciństwo spędzane w artystycznym środowisku, gdzie podczas wakacji „dwóch panów spędzających noc na dachu” nie budziło powszechnego zgorszenia i dezaprobaty.
Oskarżanie gejów o zdominowanie polskiego teatru jest dla tego środowiska wysoce nieetyczne i negatywnie stygmatyzujące. Szczepkowska może nie jest homofobką, ale dała upust swojemu niezadowoleniu z niesprawiedliwego faworyzowania członków ekip teatralnych, które przecież tak naprawdę nie zależy tylko od orientacji seksualnej. Dlaczego nie wspomniała też o tym, że w świecie heteroseksualnym walka aktorek o rolę poprzez pójście z wpływowym specem od obsady do łóżka jest często na porządku dziennym? Jako wytłumaczenie własnych poglądów podała przykład artysty-geja z teatru, w którym pracuje. Ów kolega wystawił sztukę po premierze zrównaną przez całe aktorskie towarzystwo z ziemią. Mało kto jednak odważył się przedstawić swoje opinie głośno. Steczkowska w wywiadzie wspomina, że uderzył ją hałas po premierze wywołany przez „specyficzne środowiska, kolorowe, głośne, etc.”, pełen sztucznej atmosfery, gratulacji na pokaz i dla podniesienia prestiżu pracy osoby odpowiedzialnej za nieudany w oczach zespołu teatralnego spektakl.
Czy na podstawie jednostkowego przykładu należy wysnuwać negatywne spostrzeżenia na temat ogółu danej społeczności? Prawda jest taka, że sztukę od wieków tworzą osoby o odmiennej do wszelkich przyjętych norm orientacji seksualnej. Teatr, muzyka, film i sztuka we wszelkim przejawie od zawsze pełniły dla gejów rolę ochrony, obrony przed nieprzychylnym im światem. Oczywiście, należy pamiętać o tym, że niezależnie od orientacji seksualnej ludzi podzielić możemy na mniej lub bardziej zdolnych. Cały chaos wywołany zaistniałą medialnie sytuacją nie jest dowodem nieudolności gejowskiego środowiska w sztuce, ale pokazuje jedynie, jak wiele problemów z samą sobą i z dostosowaniem się do warunków rządzących teatrem ma Joanna Szczepkowska – skądinąd znakomita aktorka. Także niedoceniana, ale to na własne życzenie.
Od lat głośno w środowisku aktorskim było na temat jej konfliktów z Krystyną Jandą, którą wielokrotnie na łamach prasy oskarżała o „zniszczenie kariery”. Jako sprzeciw dla „dyktatury gejowskiej” w polskim teatrze na premierze sztuki Krystiana Lupy pokazała gołe pośladki w geście buntu. Nikogo nie interesował fakt, że nie wywiązała się z teatralnej roli, jaką wcześniej w spektaklu zobowiązała się podjąć. Jak zwykle kolorowe gazety wszystko wiedzą lepiej.
Nasuwa się jedynie smutna refleksja. Aktor niedoceniany i nieposiadający w swoim repertuarze w ciągu ostatnich lat jakiejkolwiek interesującej roli staje się dla innych uciążliwy niczym wrzód. I często na własne życzenie – zostaje wyeliminowany. Szkoda by było…