Zdzisława Sośnicka – radość powrotu po długiej przerwie

zs1

Zdzisława Sośnicka powróciła na rynek muzyczny z wydaną na zestawie kompaktów „Antologią”. Jest to niewątpliwie jedna z tych Wykonawczyń, której piosenki stanowiły swoisty soundtrack do mojego życia. Pierwsze wspomnienie? Boże Narodzenie 1989 roku.

Cała rodzina przy stole, ja u Dziadka na kolanach, a w telewizji recital „Serce”.

Właśnie od tej płyty datuję moje zauroczenie twórczością Zdzisławy Sośnickiej, dość jeszcze nieświadome. Efektem tego zauroczenia było śpiewanie piosenki „Powiedz mi Panie” przy wszystkich nadarzających się okazjach.

Głównie śpiewałem ją na specjalne życzenie mojej niewiele starszej kuzynki. Podczas wakacji 1990 roku często chodziliśmy pasać gęsi na sąsiadującą z blokiem mojej Babci łąkę, gdzie nieopodal stał piękny ewangelicki kościół. Jako że byłem dzieckiem niezwykle religijnym – moja interpretacja nacechowana była sporą egzaltacją. Dopiero po latach zrozumiałem, o co naprawdę w tej piosence chodzi. Mam też ogromny sentyment dla piosenki „Nikt nie błądzi sam”. Ukazała się w programie Artura Orzecha „Muzyczna Jedynka” chyba w roku 1993 i była dla mnie bardzo trafnym zobrazowaniem tamtej pięknej zimy. Jestem z pokolenia wczesnej transformacji i jak to często bywa- w pewnym momencie dokonania Zdzisławy Sośnickiej przesłoniły mi poczynania innych wykonawców, niekiedy także wokalistek, które nie mogły zbytnio pochwalić się pokaźnym głosem czy repertuarem, ale dla przeciwwagi z różnym skutkiem próbowały obronić się pokaźnie odsłoniętymi brzuchami. W roku 1995, czyli w wieku 11 lat, zacząłem interesować się archiwalnymi dokonaniami polskich gwiazd piosenki. Był taki program w telewizji regionalnej „Dozwolone od lat 40-tu”, który później na antenę telewizyjnej Dwójki przenieśli Pani Szabłowska i Pan Szewczyk. To właśnie w tym programie, notabene puszczanym przed godziną 23.00, poznałem piosenkę „Dom, który mam”.

https://www.youtube.com/watch?v=fRct9Yi4ym8

zs2Na oryginalnym materiale filmowym oczom moim ukazała się ciemnowłosa, piękna niewiasta bodajże w dżinsowej kurtce i w koszuli ze sporym kołnierzem. Wmurowało mnie w ziemię, spytałem Mamy: „To ONA była „czarna?” Mama twierdząco pokiwała głową zza ławy do prasowania zarzuconej stertą pieluch. W tamtym czasie bowiem przyszedł na świat mój młodszy brat, który w tym roku zdaje maturę.

Gdy byłem już w drugiej klasie liceum – w oko wpadła mi kaseta ze „Złotej Kolekcji”. Była to pierwsza kaseta z tej serii, jaką w ogóle nabyłem. Tak się złożyło, że codziennie do kanapek Mama dodawała mi 2 złote, abym w szkole mógł sobie kupić coś do picia. Nieśmiało donoszę, że wtedy odkładałem po złotówce każdego dnia, by móc kupić sobie kasetę „Kochać znaczy żyć” pod koniec miesiąca. Nie ma to jak uczenie się oszczędności poprzez muzykę! Jeszcze jedna zaleta muzyki! To właśnie z tej kasety poznałem piosenki, które następnie stały się moimi ulubionymi: „A kto się kocha w Tobie”, „Kochać znaczy żyć”, „Pamięć”.

Będąc już na studiach, przerzuciłem się na płyty. Jednak albumów Zdzisławy Sośnickiej przez lata niewznawianych bardzo brakowało mi w mojej kolekcji. Miałem oczywiście pliki muzyczne skopiowane z analogowych płyt, jednak ich jakość pozostawiała wiele do życzenia i czerpanie radości z takiej jakości dźwięku czasami bywało trudne.

Zdzisława Sośnicka, Magda Umer, Łucja Prus, Maryla Rodowicz, Ewa Bem i inni…- kiedyś czekało się na występ każdej Gwiazdy na Opolskiej scenie. Kiedyś kobiety śpiewające miały wdzięk i czar. Dziś, niestety, coraz częściej mamy do czynienia z nachalnym promowaniem Artysty jako produktu, byle wycisnąć jak najwięcej pieniędzy i nałykać się glorii chwały najtańszym sumptem, a i talentu mieć nie trzeba, bo cyfryzacja ukryje wszelkie niedostatki. Smutne czasy nastały, wokaliści współcześni, zwłaszcza debiutanci lansujący się wśród kolorowych neonów programów telewizyjnych często przypominają mi manekiny lub kotlety mielone. Kotlety, ponieważ zna je każdy, ale nie przywiązuje wagi do smaku, bo jest to powszednie. Co z tego, że ktoś jest super wystylizowany, skoro ciągle tylko odtwarza cudze dokonania, a sam od siebie niewiele potrafi przekazać? Boję się myśleć, że czasy, gdy mainstream estradowy stanowili Artyści tworzący dla ludzi „z serca” bezpowrotnie minęły…

Szanuję Zdzisławę Sośnicką nie tylko za konsekwencję oraz skłonność do odnajdywania się w różnorodnym materiale muzycznym. Jestem pełen uznania dla faktu, iż Wokalistka często udostępnia sample swoich utworów wykonawcom z młodszych pokoleń.

Kiedyś udało mi się obejrzeć także wywiad telewizyjny z Korą Jackowską. W programie wspominała debiut Maanamu na opolskiej scenie w roku 1980-tym. Ciepło wspominała o tym, że z grona wszystkich ówczesnych Gwiazd tamtego okresu, które w większości błądziły zakłopotane wzrokiem po ścianach kawiarni festiwalowej, jedynie Zdzisława Sośnicka była na tyle odważna, aby podejść i przywitać się. To świadczy o niezwykłej otwartości oraz tolerancji.

https://www.youtube.com/watch?v=SONIv1Eeh9E

Bardzo dobrze pamiętam schyłek lat dziewięćdziesiątych, kiedy piosenkarki czy zespoły, których okres świetności przypadał na epokę poprzedniego systemu były wręcz ośmieszane i wyszydzane w prasowych recenzjach. W pamięć zapadła mi pewna recenzja z nieistniejącego już czasopisma „Filipinka”. Ktoś opisał występ na wyborach Miss Polonia nieistniejącego również zespołu popowego. Wykpiono image wokalisty, a najbardziej jego buty „z epoki wczesnej Zdzisławy Sośnickiej”. Na szczęście czas już pokazał, że i uzasadniona moda może obronić się równie dobrze jak muzyka. A buty jak bumerang dalej robią furorę, może tylko w nieco bardziej nowoczesnych barwach.

W piosence „Nikt nie błądzi sam” zawarto słowa: „Tam pod zwyczajnym drzewem miał Adam spotkać Ewę…” Piosenki pozwalały leczyć niespełnienie, lęki i tęsknotę. Dzięki nim także miałem szansę szybko pogodzić się ze sprawami, na które nie mogłem mieć większego wpływu mimo najlepszych chęci.

https://www.youtube.com/watch?v=Y627Q79SdUM

Wydanie „Antologii” jest dla mnie ogromnym wydarzeniem, ostatni raz taką euforię przeżywałem dziesięć lat temu, gdy ukazywał się box zbiorczy Maanamu. Cieszę się niesamowicie, że doczekaliśmy już czasów, gdy te piosenki nie będą musiały się już z nikim ścigać o palmę pierwszeństwa na listach przebojów, ale będą mogły po prostu BYĆ! Wrażliwy słuchacz zawsze je odnajdzie… Czasem tylko, kiedy pomyśli się o tym, ile ciekawych płyt i przebojów mogło powstać w okresie 1990-2014- odczuwa się ukłucie żalu. I robi się trochę smutno…

3 komentarze

  1. Marcin
  2. Jacek
  3. Adam

Reply